Łatwo jest być zarazem kucharzem i szefem w swojej restauracji?
- Dołożyłem sobie do tytułu kucharza, także tytuł restauratora. Czy
jest to łatwe? Podwójna trudność. Z tego względu trzeba zadbać, aby wszystkim
smakowało i goście byli zadowoleni. Ale też, aby Robert Sowa jako właściciel
spinał to na końcu budżetowo i wszystko się zgadzało. Koszty rosnące dookoła
nie pomagają za bardzo gastronomii. Takie nagrody, jak Poland 100 Best Restaurants 2016 dopingują do
działania. Aby było jeszcze lepiej, ciekawiej i smacznie dla tych, którzy nas
odwiedzają.
Czy gotowanie jest od dawna Pana
pasję?
- Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli pracę połączymy z pasją to nie
będzie nas ta praca męczyła, a gość będzie zadowolony z super zjedzonego dania.
Tak, od dziecka jest to moja pasja. Jestem z Małopolski, z Krakowa, wychowany w
wieloosobowej rodzinie. Było nas trzech braci i mama zawsze gotowała ogromny
garnek rosołu.
Gotuje Pan według przepisów?
- Raczej są to moje przepisy, przy współpracy z moimi szefami – Robert
Wojnarowski i Grzegorz Wirek. To są
ludzie, z którymi na co dzień współpracuję. Nie boję się otwartości na młodych
ludzi. Wszystkie przepisy starannie gromadzimy, powstają z tego książki dla tzw.
smakoszy, ale którzy gotują prosto i nieskompilowanie w domu. Wiele innych publikacji to przepisy, które pojawiają się na bankietach i
w restauracji, którą prowadzę.
Co jest specjalnością Pana kuchni?
- Gdybym popatrzył na jesienne menu, to z przystawek wybrałbym marynowane
plastry jelenia z tartym serem Bursztyn, z dobrą oliwą. Później jeśli chodzi o
zupy, to consommé z tuńczyka, z owocami
morza oraz rybami. Po zupie coś małego na gorąco, grasica cielęca z kaszanką z
podrobami, z puree z kalafiora i sosem veloute. Później ryby – tutaj, polędwica
z dorsza pieczona, na sosie tajskim z krewetkami, czarną soczewicą. Ostatnie
danie byłoby to wolno pieczona jagnięcina, podana z sosem tymiankowo –
rozmarynowym. Bardzo delikatne kruche mięso, podane z kluseczkami ziołowymi i
pieczonymi buraczkami, z przyprawami korzennymi i miodem.
Kuchnia Pana to również ta na
kółkach, w „Lecie z radiem”.
- W tym roku było to 18 akcji,
kuchnia oparta została na polskiej
wieprzowinie, wolno pieczonej i pikantnym kurczaku. Wiele, wiele smakołyków. Z jednej strony gotuję w ekskluzywnej
restauracji, a z drugiej – przez wiele lat, także w tym roku, odwiedzam wiele miast ze swoją mobilną,
największą kuchnią. Dzięki temu wiele
osób mogło spróbować, jak Robert Sowa gotuje. I zobaczyć, że gotowanie sprawia
mi przyjemność, bo tak naprawdę jest.
Z czym chciałby Pan
eksperymentować?
- Po dziczyznę bardzo chętnie sięgam. Gdybym miał wymienić dania, które
mam dziś w karcie, to na pewno plastry marynowanego jelenia, wspaniałe pierożki
z dzika i borowikami. To są elementy, które bardzo chętnie goście jadają w restauracji. Policzki
z dzika – robiły furorę!
Podpatrywał Pan babcię i mamę w
kuchni?
- Na początek na pewno babcia była kreatorem smaku. Jeśli chodzi o szefów kuchni, to osobowością w kuchni jest Gordon Ramsay, wydaje książki, robi programy kulinarne i najciekawsze gale, prowadzi restaurację. Tak samo ja funkcjonuję w Warszawie
- Na początek na pewno babcia była kreatorem smaku. Jeśli chodzi o szefów kuchni, to osobowością w kuchni jest Gordon Ramsay, wydaje książki, robi programy kulinarne i najciekawsze gale, prowadzi restaurację. Tak samo ja funkcjonuję w Warszawie
Kuchnia – to Pana miłość! Drugi
dom?
- Kuchnia to moja miłość! Dostałem
trzy nagrody - za książkę kulinarną, restaurację,
która otrzymała trzy widelce plus. Ale najbardziej cieszy mnie nagroda „Kulinarny
Talent”, za promowanie młodych kucharzy do 21 roku życia. Robię go od już od 10
lat. Uważam, że siła i nadzieja w młodzieży. Niech młodzi ludzie gotują. Ja im
w tym pomagam. Wielu z moich laureatów
jest już znanymi szefami kuchni. Wszystkiego dobrego.
Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz