Na scenie każdy Pani występ to swoiste show. Długo trwają przygotowania do niego?
- Bardzo długo. Przygotowujemy je
rok wcześniej, razem z przyjaciółmi odpowiedzialnymi za
poszczególne etapy i fragmenty show. Tancerze przygotowują taniec, muzycy oprawę muzyczną, a pirotechnik - pirotechniczną i tak dalej. Fragment po
fragmencie. Potem spotykamy się i łączymy elementy w całość. Następują długie
próby tego, jak to wszystko ma współgrać na scenie.
Podczas koncertów śpiewa Pani
cały wachlarz utworów, od najstarszych
po najnowsze.
- Zawsze różnicuję
repertuar, który wykonuję. Staram się śpiewać to, co zadowoli każdego ze słuchaczy. Zdaję sobie sprawę, że na koncertach ludzie chcą znaleźć coś dla siebie.
Czy w komponowaniu pomogło Pani to, że kończyła Pani szkołę muzyczną.
- Nie, myślę, że nie. Jest mnóstwo artystów,
którzy w ogóle nie skończyli żadnej szkoły muzycznej, a są świetnymi artystami. Myślę, że talent ma się w sobie. Wykształcenie muzyczne ani nie przeszkadza, ani
nie pomaga. Czasem wręcz przeszkadza, bo
człowiek się stresuje na egzaminach. Nie wyśpi się. Dramat!
W Pani życiu artystycznym było "Studio
Buffo", zespół "Virgin" i kariera solowa. Jak te kolejne etapy wpłynęły na Pani karierę?
- Najbardziej rozwijające było dla mnie "Studio Buffo". Jako 13. latka stałam się najmłodszą jego aktorką. Ono dało mi dobrą szkołę. Tak na "dzień dobry", świetny warsztat oraz kontakt ze sceną. Nauczyłam
się w ten sposób na niej prosperować, aby mnie nie przerażała. Natomiast w zespole stres rozkłada się na kilka osób. Solowa kariera jest
zupełnie inna, wszystko na mojej głowie. Każdy z tych etapów jest ważny, ale nie
wiem, który najważniejszy.
Jest Pani znana z akcji
charytatywnych?
-
Nie chwalę się tym i nie rozpowszechniam tych informacji. Nie robię tego
na potrzeby promocji mojej osoby. Nie wiem, dlaczego Pani o tym mówi, że jestem
z tego znana? Ale, jeśli jestem, to miło.
Propaguje Pani to, aby ludzie
rejestrowali się jako dawcy szpiku kostnego. Jak zachęcić innych, aby także to
robili?
- Zanim białaczka nie dotknęła
kogoś z moich bliskich, nie wiedziałam, o co chodzi. Dopiero, gdy w moim życiu prywatnym rozpętał się horror (przyp. red. chorym na białaczkę był ówczesny partner Dody, wokalista Adam Darski), to rzeczywiście zainteresowałam się. Zrozumiałam, że informacje na temat banku szpiku warto przekazywać dalej,
bo ona jest istotna. Tak naprawdę
każdy może się jutro obudzić z białaczką, a ratunkiem jedynym może stać się przeszczep szpiku. Dlatego wszystkim, także moim fanom mówię, żeby zapisywali się w bazie dawców. Im
więcej jest tam ludzi, tym większa szansa, że sami sobie kiedyś pomożemy.
Czy przyjeżdża Pani na
Sądecczyznę ?
- Szczerze mówiąc, mam mało
wolnego czasu na wypoczynek. Jeśli już trochę go znajdę, to proszę mi wybaczyć, ale zawsze jeżdżę do
ciepłych krajów. Mam chory kręgosłup i każdy promień słońca działa na mnie
zbawiennie.
Dziękuję za rozmowę.
fot. autorki.
fot. autorki.
W moim odczuciu Doda zniknęła "ze sceny", choć wciąż jest taka zajęta. Zastanawiam się nad jej fenomenem ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Dorota Doda Rabczewska nie zniknęła ze sceny. Właśnie wraca z zespołem Virgin i nową płytą "Choni". Prace nad wydanie nowego krążka trwają czasem bardzo długo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń